wtorek, 12 lutego 2008

Rozdział II

Następnego dnia trzeba było wstać wcześnie, by zdążyć na śniadanie. Dla Lilly była to strasznie wczesna pora. W mugolskiej szkole lekcje zaczynali o 10 lub o 11. Na 6 wstała raz w życiu, gdy wyjeżdżała z rodzicami na wieś, do ciotki Lucy. Pamiętała tylko, że nigdy nie była tak zmęczona. Dzisiaj czuła to samo. Gdy otworzyła oczy, zdała sobie sprawę, że łazienka jest już zajęta, a dziewczyny całkowicie ubrane.
- Która godzinaaaaa- powiedziała ziewając.
- Pięć po siódmej.- poinformowała ją Mary.

Mary McDonald była wysoką blondynką o niezwykle jasnych oczach. Gdy Lilly ją poznała, od razu wiedziała, że to właśnie z nią się najbardziej zżyje. Podobnie jak panna Evans, Mary pochodziła z mugolskiej rodziny.

Lilly rzuciła się powrotem do łóżka.
- No to powinno być karalne!- krzyknęła oburzona zakrywając się kołdrą.
- Co?
- No dawanie lekcji na 8! Kto normalnie myśli o tak wczesnej porze?!
- Lillyenne! Wstawaj! Chyba, że nie chcesz iść na lekcje, wtedy możesz sobie spać.- rzekła Sam.

Z kolei Samanta Donaldson była niską brunetką o ciemnych oczach. Jej siostrą jest prefekt- Megan. Mimo, że Megan była o parę lat starsza, były podobne do siebie jak dwie krople wody.

- Wstaję, wstaję. – powiedziała Lilly i usiadła na łóżku. Choć oczy miała otwarte, czuła, że reszta niej śpi. Śpi głębokim snem. Chcąc nie chcąc poszła w końcu się umyć i przyszykować. Po 15 minutach wszystkie 4 dziewczyny (była wśród nich także Dorcas Meadowes ) zeszły do Wielkiej Sali na śniadanie.

Właśnie, gdy usiadły przy stole, wszystko się zaczęło. BUM- wybuchła najbliższa taca obrzucając wszystkich jajecznicą.
- Niech ja się tylko dowiem, kto to zrobił!- krzyknął Brian rozglądając się po uczniach. Nie zauważył, że trójka pierwszoklasistów śmieje się bezgłośnie. Czwarty chłopiec tylko siedział ze zmieszaną miną, jakby nie wiedział, czy ma się śmiać, czy oburzyć.
- Brian, przestań! Przecież można to usunąć jednym zaklęciem!- uspokoiła go Megan.
- Skoro jesteś taka mądra, to sama wszystko usuń!
- Wiesz dobrze, że potrzebuję czyjeś pomocy. No, ktokolwiek, kto zna zaklęcie chłoczystość.
- A co tu się dzieje?!- zapytała profesor McGonaall usuwając skutki kawału.- I co to za krzyki panie Mayer! Minus 5 punktów dla Gryffindoru! To znaczy…jak tyko będą…a zresztą! Żeby prefekci MOJEGO domu kłócili się już pierwszego dnia!
- Pani profesor! Ktoś zaczarował tacę. Niech pani spojrzy, ta jajecznica jest wszędzie!
- Zdaję sobie z tego sprawę Mayer. Czy któreś z was to zrobiło?- zapytała w stronę uczniów.
James i Syriusz podnieśli ręce, udając skruchę.
- To wy! To wy rzuciliście zaklęcie!- Brian wskazał na chłopców.
- Pierwszoroczniacy? Bzdura. Pewnie znaleźli jakieś zaklęcie w podręczniku i chcieli je wypróbować. A skutki widzimy. No cóż, każdym razie proszę was chłopcy, żebyście nie rzucali nieznanych wam zaklęć podczas posiłków. Tyczy się to wszystkich.- omiotła wzrokiem młodzież- A teraz, jeśli mi pozwolicie, chciałabym rozdać plany lekcji.

Wróciła do przerwanej czynności. Za jej plecami James i Syriusz przybijali sobie piątki.

Po śniadaniu uczniowie pierwszej klasy udali się na transmutację. Powitała ich opiekunka Gryffindoru.
- Czy wszyscy już się zebrali?- zapytała gdy uczniowie zajmowali ławki.- Wspaniale. Wyjmijcie, proszę książki i otwórzcie na stronie 3. Jak widzicie, zaczynacie transmutację, która jest niezwykle trudną i skomplikowaną dziedziną magiczną. Jak sama nazwa wskazuje, polega na transmutowaniu. Zmieniają się właściwości oraz strukturę materialną danego przedmiotu i poprzez energię płynącą z różdżki, tworzy się zupełnie inny, nowy przedmiot. No, czyli polega na zamianie jednej rzeczy w drugą. – dodała widząc niezrozumiałe miny uczniów. –Wymaga się więc, precyzji, wytrwałości, stuprocentowego skupienia i niemałej wiedzy. Oczywiście, nie spodziewajcie się dobrych wyników od razu – niektórzy potrzebują aż pół roku, żeby przetransmitować sznurówkę w dżdżownicę.
- I w tedy on…
- Należy także słuchać nauczyciela panie Potter!- warknęła do chłopca który szeptał coś do Syriusza.- Obawiam się, ze moje instrukcje będą panu niezbędne w dalszej nauce, więc proszę nie rozmawiać gdy nauczyciel mówi.
Rzuciła na nich wściekłe spojrzenie, po czym wróciła do przemówienia:
- Jak już mówiłam, zanim mi przerwano, transmutacja jest niezwykle trudna. Na waszym etapie, nie ma czym się martwić, ale w późniejszych latach, gdy zaczniemy transmutację ludzką będzie o wiele gorzej. Dlatego tak ważne jest, aby już teraz przyswoić podstawy transmutacji, bo wtedy zamiana ręki w nogę będzie tak prosta, jak mrugnięcie. Co prawda ci, którzy mają jakiś znikomy talent będą mieli łatwiej, ale pamiętajcie: ćwiczenie czyni mistrza! Także na transmutację jest tylko jedna rada: ĆWICZYĆ I UCZYĆ SIĘ. Czy są może jakieś pytania?
W klasie nastała cisza. Dopiero Mary przerwała milczenie:
- Czy transmutacja to to samo co alchemia?
- Nie, alchemicy zajmowali się zupełnie czymś innym.
- A więc czym?- zapytała zaciekawiona.
- Alchemicy zamieniali ołów w złoto. Byli też tacy, co próbowali stworzyć eliksir nieśmiertelności, czyli tzw. Kamień filozoficzny, ale to są już tylko domysły.
- Ale jeśli transmutacja jest zamianą jednego w drugie, to czy nie to samo powinno być z ołowiem?- zapytał Remus.- Przecież to powinno polegać na tych samych prawach…
- Niezupełnie. Złoto jest metalem szlachetnym. Oznacza to, że nie można zmieniać, ani tworzyć go. Chyba, ze ktoś znajdzie sposób, ale jak na razie nikomu się nie udało…No cóż, nie zaprzeczam, że alchemia jest dość ciekawym tematem do rozmowy, ale powróćmy do naszej lekcji. Czy są jeszcze jakieś pytania?
Nikt nie odpowiedział. Kiedy minęła minuta, profesor McGonagall uznała, że czas przejść do podstaw transmutacji.

Pozostałe lekcje wyglądały podobnie. Każdy nauczyciel rozprawiał jak trudny jest jego przedmiot, że wymagana jest wytrwałość, skupienie i oczywiście nauka od podstaw. Jeśli czyjeś przemówienie nie trwało całą lekcję, po prostu zaczynali nowy temat.

I może właśnie dlatego uczniowie nie mogli się doczekać ostatniej lekcji- latania. Wszyscy zebrali się na błoniach, gdzie nauczyciel- pan Watherbell stał naprzeciw 20 mioteł.
- Halo!!! Proszę tutaj!!!!- krzyknął w stronę uczniów, aby go zauważyli.
- Witam was na pierwszej lekcji latania. Proszę się nie obawiać.- odrzekł, dobrze wiedząc jak zaczynają się wszystkie pierwsze lekcje w Hogwarcie.- Nie będę tracił czas na bezsensowne przemówienia, więc przejdziemy od razu do praktyk. A teraz uwaga. Każdy z was stanie przy jednej z mioteł, wyciągnie rękę i powie bardzo wyraźnie „ Do mnie”. Miotła powinna sama wylądować w waszej ręce. A więc, do roboty!

Zadanie szło dość opornie. Przez ok. 15 min było słychać krzyczane „do mnie’. Jedynie Jamesowi udało się za pierwszym razem. Natomiast reszta miała z tym duże problemy. Lilly z zażenowaniem stwierdziła, że jako jedna z ostatnich trzyma miotłę.
- No, skoro już macie miotły, to czas wbić się w powietrze. Ale jak się lata? To proste! Wystarczy wsiąść na miotłę, odbić się od ziemi…
Nie dokończył, bo James Potter odbił się od ziemi i poleciał w górę.
- Panie Potter! Jeśli chce pan uniknąć szlabanu proszę…PANIE POTTER!!!
- James! Dajesz czadu!- krzyknął za przyjacielem Syriusz.

Nauczyciel poleciał za chłopcem, ale nie zdążył go złapać. Potter ładnie okrążył boisko do quidditcha i po chwili wrócił na dziedziniec trzymając coś w ręce. James puścił tą rzecz, co okazało się być zniczem.
- Zawsze marzyłem, żeby być szukającym. – powiedział kiedy prawie wszyscy uczniowie (Lilly i Remus stali patrząc na tłum z politowaniem) okrążyli chłopca i gratulowali mu wspaniałego spektaklu.
- POTTER!!! SZLABAN MÓROWANY!- krzyknął nauczyciel z rozwścieczoną miną- Teraz idziesz ze mną do Minerwy McGonagall, i powiesz jej, co dziś wyrabiałeś na boisku!- wykrzyczał prawie plując na chłopca.
- Tak jest!- powiedział z radością, jakby cieszyła go perspektywa szlabanu.

Po godzinie wrócił do Pokoju Wspólnego już mniej zadowolony. Rzucił torbę na stolik i usiadł na kanapie obok Lilly.
- Wiecie co ta krowa kazała mi zrobić?! Wyczyścić wszystkie puchary! Bez użycia magii!!!- oburzył się
- Uwaga! Bo ty potrafisz rzucać zaklęcia!- zauważył Remus. – Minął dopiero pierwszy dzień!
- No tak, ale zdążyłbym się nauczyć!
- Trzeba było się nie popisywać, tyko słuchać nauczyciela- odparła Lilly.
- No wiesz co?! Ja chciałem tylko, żeby nie było nudno na lekcji!!!- zaprotestował rumieniąc się.
- Nikt nie narzekał, że jest nudno!- krzyknęła dziewczyna.
- No i co z tego?! A tak w ogóle to odczep się!- wstał, wziął torbę i udał się do dormitorium.
- A jego co ugryzło?- zapytała Dorcas- Rozumiem, że szlaban i tak dalej, ale…
- Szlaban ma w sobotę, a w tedy, są sprawdziany do drużyny quidditcha.- z nikąd pojawił się Syriusz.
Dorcas uniosła brwi i pokiwała głową w zrozumieniu. Natomiast Lilly patrzyła to na jedno, to na drugie, nie rozumiejąc
- Co to jest quidditch?- zaciekawiła się.
- To taka gra w magicznym świecie. Polega na tym, żeby wrzucić kafla do jednej z pętli- Remus wskazał na boisko za oknem, gdzie znajdywały się pętle. – Za to, zdobywa się 10 punktów. A robią to ścigający. Są też pałkarze, oni muszą odbić tłuczki.
- Tłuczki?- zdziwiła się Lilly.
- To takie czarne, małe piłki, co zmiatają graczy z mioteł. Wujek mi je kiedyś pokazywał. Wiecie, jak one śmierdzą? Jak Smark przed kąpielą! – odrzekł Syriusz.
- Chyba jak ty po perfumach.- zaśmiał się Remus.- Syriusz wczoraj użył prezentu urodzinowego od jego brata- wody kolońskiej. Tak śmierdziało, że nawet muchy zdychały. Otworzyliśmy wszystkie okna, a i tak nie da się wytrzymać. Biedny Syriusz musiał się chyba 7 razy myć, zanim doprowadził się do porządku .–wytłumaczył dziewczynom chłopak. Lilly parsknęła cicho śmiechem.
- No rzeczywiście, bardzo śmieszne. Mam kochanego braciszka i co z tego? Ja nie byłem gorszy! Kupiłem mu takie dziwne tabletki- jak je połknął, to nos mu się wydłużył do długości przeciętnej miotły! A najlepsze było to, że rodziców nie było! Musiał tak chodzić przez całą sobotę! Nigdy tego nie zapomnę…
- Ale wróćmy do sprawy- przerwała Lilly.- James dzisiaj trzymał taką dziwną, złotą kulkę…
- Znicz- odpowiedział Remus – Łapie go szukający. Gdy go złapie, drużyna dostaje 150 punktów, ale nie oznacza to, że wygrywa. Zależy to od tego, ile drużyna ma punktów. Złapanie znicza kończy grę.
- Aha.- powiedziała Lilly, chociaż i tak prawie nic nie rozumiała. Jakoś nigdy nie przepadała za sportem. – I przyjęliby Jamesa do drużyny?
- Oczywiście, że nie!- stwierdził Syriusz.- „ Regulamin” tego zabrania.- powiedział ironicznie.- Jakby wiek się liczył a nie zdolności!
- Spróbujesz za rok- pocieszył go Lupin i zabrał się do czytania najbliższej książki pod tytułem „Transmutacja, stopień I”.
Black tylko prychnął pogardliwie i zatopił wzrok w kominku.

Brak komentarzy: